31.01.2013

Day 2 / come to theater



       Day 2. Zdjęcie biurka? No, miałam mały dylemat, czy chodzi o mebel, czy raczej o to, co na nim aktualnie posiadam. Zresztą i to, i to jest moim skromnym zdaniem średnio interesujące. Jak widać, pseudo się uczę biologii, siedząc w tym czasie na facebook'u i pożerając wiśniową milkę.  Przypomniał mi się suchar, który walnęła dzisiaj moja przyjaciółka. 
"Ej, Bejbe, wiesz, dlaczego anorektyczka choruje na depresję? No, nie wiem... Bo ma JELITO GRUBE! Haha?"
       Bardzo pracowity tydzień. Na szczęście się już kończy, na szczęście jeszcze trochę i  te moje wymarzone ferie! Byle do 11.02! 
       We wtorek przekonałam się, jak trudno jest nie spalić ciastek. Nie wiem, czy wiecie, ale mój talent kulinarny ogranicza się do ugotowania herbaty i zrobienia jajecznicy. Raz spaliłam kisiel. Kisiel! A we wtorek? Ja i moje koleżanki zostałyśmy zmuszone do upieczenia 60 ciasteczek maślanych na szkolną degustację potraw świata. Te ciasteczka to francuskie. W każdym bądź razie, zajęło nam to więcej niż przypuszczałam, co na pewno zaowocuje jedynką z kartkówki z fizyki, którą miałam w środę. Ale ciasteczka = challenge accepted. 
       Chociaż dzisiaj mogłam odpocząć. Szanowna pani polonistka zabrała wszystkie dzieciaczki z klas trzecich do teatru! Jeee! Kij z tym, że jakieś "Ballady i romanse", kij z tym, że nudne jak barszcz. Ważne, że nie trzeba było iść do szkoły, no i mogłam wstać sobie o godzinie 9. Wydaje mi się, że tak czy siak 1/4 przedstawienia przespałam, bo jakoś mam dziwną dziurę w pamięci. Jednak i tak jestem zadowolona. 
       
       Mam dziwne wrażenie, że jutro będziemy na polskim pisać jakieś karne streszczenie albo reportaż. Tylko chłopcy z naszej szkoły są na tyle bezczelni, żeby "przez przypadek" włączyć będą cycki, będzie pompa pod koniec spektaklu.

http://www.youtube.com/watch?v=ijvCJrFuYzU
27.01.2013

Day 1; 30- DAY CHALLENGE

       Brak weny. Brak pomysłów na notkę i ciągłe otwieranie strony do pisania posta. I ciągłe zamykanie jej, bo po prostu nie mogłam nic napisać. Ale oczywiście nie mam serca ani rzucić blogowanie, ani zawieszać bloga, tym bardziej go usuwać. Na szczęście posprawdzałam, co tam u Was nowego i natknęłam się na bloga Lúthien, która kierując się także brakiem weny postanowiła zabawić się w 30 Day Challenge. Poszłam za Jej przykładem, ściągnęłam sobie obrazek i biorę się do roboty. Poznajcie (tak dobrze) Irytację.



       Introduce yourself

       Nazywam się Paulina, Pala, ewentualnie Paula, broń Boże nie Paulinka. Mam już prawie 16 lat (byle do czerwca) - zodiakalny rak. Pochodzę ze Śląska, choć mieszkam właściwie na granicy śląskiego z małopolskim, na wsi oddalonej jakieś 12 km od Oświęcimia. Nienawidzę pisać o sobie. 
       Posiadam jasnobrązowe (lub ciemne blond) włosy i granatowo-szare oczy, małe usta, wysokie czoło zasłonięte prostą grzywką oraz masę pieprzyków, wszędzie. Do najszczuplejszych nie należę, ale nie jestem też gruba, ot, taka pospolita. O!, zapomniałabym, że mam wadę wzroku. -3 w lewym, -2,7 w prawym oku, ale nie noszę okularów - wolę soczewki.
       Z natury samotnica, ale tęskniąca do ludzi. Zdarza mi się kłamać, nawet często, weszło mi to w nawyk. Chyba mądra, z tego co słyszałam od paru osób, ale na pewno się tak nie czuję. Lubię mieć wszystko po swojemu, mam własne zdanie na każdy temat, które trudno mi wyperswadować. Szybko się irytuję i złoszczę, na czym cierpi najczęściej mój starszy brat (a raczej cierpiał, bo w domu jest właściwie tylko gościem) i najlepsza przyjaciółka.  Na szczęście potrafię przyznać się do błędu i przeprosić. No, i nie jestem najlepsza w poznawaniu ludzi. Nie robię dobrego wrażenia, tak myślę. Chyba nawet nie chcę - po prostu nie lubię. Ale co jeszcze? Zdarza mi się "zawieszać" i myśleć o zielonych migdałkach. Mam strasznie bujną wyobraźnię, co wie każdy, kto ma dostęp do mojego brudnopisu. 
Według większości moich znajomych i rodziny mam strasznie trudny charakter. Trudno. 
       Co lubię, czego nie lubię? Nie lubię korków, stania na przystanku zimą, gorzkiej herbaty, słodkiej kawy,  durnych romansideł, małych dzieci, science-fiction, muzyki rap, hip-hopu i reggae, języka niemieckiego, truskawkowej gumy do żucia, piłki ręcznej, ogólnie w-f'u, fizyki, żab i Toby'iego z PLL.
Lubię czytać książki, historię - najbardziej interesuje mnie II wojna światowa, chemię, język angielski, Coldplay i Green Day (chociaż dziwnie gardzę najnowszymi płytami, które są wręcz popowe), pieski, kotki i wszelkiego rodzaju zwierzątka domowe, filmy kostiumowe i historyczne, lody o smaku migdałowym oraz tiramisu, piłkę nożną - choć nie gram (Chelsea <3), czekoladę i simsy. Kocham Damona Salvatore, niech on da sobie spokój z tą cholerną, ciapowatą Eleną.
       Nic nadzwyczajnego, taki tam szaraczek.
12.01.2013

No. 1 in 2013

Pierwsza notka w 2013 roku, 12 stycznia. Zaszalałam. 

       Wiecie, chyba sylwester nie do końca poszedł po mojej myśli. Jakimś cudem moja mama dowiedziała się, że wcale nie śpię u koleżanki, tylko baluję z bratem i jego dorosłymi znajomymi. Okej, może to nie był najlepszy pomysł. Nie powinnam tego robić, ale Chryste, przecież mam 15 lat, właściwie 16 rocznikowo. Byłam z BRATEM! No nic, szlaban na imprezowanie do osiemnastki i godzina policyjna. Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo pluję sobie w brodę.
Mogłam napisać o swoich planach na blogu. Może byście mi tego odradzili. Głupia ja. Co ja sobie myślałam? Zastanawia mnie, kto tak bardzo mnie nienawidzi, że postanowił donieść mamusi o tym, co córeczka porabiała w noc sylwestrową...

       Wybrałam się w czwartek (ze względu na to, że w piątek miałam same zastępstwa) do kina z koleżanką na "Bejbi blues". Widziałyśmy zwiastun w telewizji i tak sobie myślimy - będzie spoko, może coś jak "Galerianki", jedziemy. Sala pusta, pewnie dlatego, że środek tygodnia. Włączają film i... Nie powiem, po seansie mnie zatkało. Totalnie. Siedziałam w fotelu i myślałam nad zaskakującą końcówką filmu. Mogłabym się tutaj rozwodzić nad tym, co mi się podobało a co nie w scenariuszu, fabule, ale nie zrobię tego ze względu na tych, którzy maja zamiar jeszcze iść na to do kina. Nie chciałabym kogoś tym bardziej zniechęcić. Widziałam lepsze filmy, a ten był po prostu dziwny. Nie dziwniejszy od "Incepcji" czy "Atlasu Chmur", jednak na swój sposób niesamowity i dziwaczny. Owszem, można by się było przyczepić paru drętwych dialogów czy też "niedouczonych" młodych aktorów, jednak zdecydowanie film wart obejrzenia. Trafia w serce, może być dla niektórych przestrogą..? Ukazuje rzeczywistość, a to zdecydowanie cenię. Film o prawdziwym życiu. 

Jest jeszcze coś, w czym się zakochałam oglądając film (pomijając Nikodema Rozbickiego xd) <3


Layout by Yassmine