Wróciłam załamana. Jestem bledsza od koleżanki, która spędza wakacje w Polsce. Miało być ciepło i słonecznie, miałam wrócić tak ciemna, jakbym dopiero co wróciła z szychty na kopalni a tu dupa. Szczerze powiedziawszy u nas jest cieplej niż w Lloret. Zastanawiam się nad solarium. :(
Ale przynajmniej pozwiedzałam. Odpoczęłam od wszystkiego. Poznałam parę całkiem w porządku ludzi. I zrobiłam zdjęcia, które zaraz wam pokarzę. :)) Z góry przepraszam za jakość, ale zdjęcia były robione na szybko, telefonem.
Po pierwsze muszę zaznaczyć, że jeszcze nim dotarliśmy do Hiszpanii, zahaczyliśmy o Monako i Cannes. Było ciepło jak cholera, oczywiście odbiły mi się na skórze spodenki i bokserka. Na szczęście później to odrobinę wyrównałam. Mieliśmy czas na odpoczynek na plaży. <3 W samym Monako strasznie drogo, po ulicach jeździły same lamborghini, bugatti, mini i bentley'e. Luksus i przepych, kiedyś będę tam mieszkać. Co do Cannes, byliśmy tam w środku nocy, chyba tylko na 15 minut. W McDonald's. Totalne marnotrawstwo.
Jeżeli chodzi o Lloret de Mar, większość czasu spędziliśmy na plaży, wieczorami na mieście. Wszędzie pełno młodych ludzi, głównie Niemców, a co drugi Hiszpan próbował cię zaciągnąć do jakiegoś klubu. Strasznie szybko do wszystko zleciało, 6 dni na odpoczynek do zdecydowanie za mało, ale co poradzić...
Co do Barcelony, piękna. Chyba tylko tyle napiszę. Byliśmy pod kościołem Sagrada Familia, w Parku Güell, na Camp Nou, niestety nie było mnie stać na wejście do środka, więc byłam tylko w oficjalnym sklepie Barcy, w porcie, na wzgórzu Montjuic oraz przy La Font magica, czyli magicznych fontannach.
Nie wiem, czy ktoś z Was był w Gardalandzie we Włoszech, jak nie to już tłumaczę. Jest to park rozrywki, w którym zatrzymaliśmy się w drodze powrotnej. Moją pierwszą karuzelą było Blue Tornado. Do teraz jestem pod wrażeniem, że się wtedy na to zdecydowałam. Nigdy więcej. :D